poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 8

Opowiedziałam jej o One Direction, o Tristan'ie, i ogólnie o wszystkim. Około 19 (czas w NY czyli w Londynie jest 00:00)udałam się z powrotem do domu. Gdy wyszłam już od Marceli postanowiłam zadzwonić do Louis'a.
Jeden sygnał...drugi sygnał...trzeci sygnał...Louis głupku odbierz. Nic. Nie odbierał. Ale dlaczego? Zadzwoniłam do Harry'ego. Nic. Do Liam'a. Nic. Do Niall'a. Nic. W końcu do Zayn'a. No nareszcie!
-Halo?-usłyszałam głos mulata.
-Malik? To ja Victoria! Dlaczego chłopaki nie odbierają?! Co się dzieje?! Co robicie?!-zadawałam masę pytań w końcu usłyszałam głos Louis'a.
-Zayn kto dzwoni?
-Victoria...-powiedział niepewnie.
-Rozłącz się-teraz to Harry.
-Halo? Zayn?!-rozłączył się.O co chodzi? Pewnie już nie chcą się ze mną zadawać. Pobyli kilka dni ze zwykłą dziewczyną i teraz nawet nie odbierają telefonów. Louis mówił ,że mnie kocha. Byłam wkurzona i zarazem smutna. Łzy spływały po moich polikach. Po 15 minutach byłam już w domu. Szybko pobiegłam do swojego pokoju nawet nie rozbierając Sophie. Rzuciłam się na swoje łóżko i zaczęłam płakać w poduszkę. Leżałam tak aż przyszła moja mama.
-Kochanie co się stało?-usiadła obok mnie. Ja podniosłam się do pozycji siedzącej i następni położyłam głowę na jej kolana i ponownie wylewałam łzy.
-Najpierw Lou mówi ,że mnie kocha i mnie całuje a potem nie odbiera telefonów. Dzwoniłam do wszystkich i odebrał Zayn ale Hazza kazał mu się rozłączyć. Oni mnie już nie lubią. Mają mnie dość i moich problemów. Nie chcą mnie już znać.-mówiłam a mama uważnie słuchała głaszcząc mnie po głowie.

*Oczami Lilly (mama Victorii)*
I co ja mam jej powiedzieć "Kochanie oni Cię kochają ale teraz nie mogą rozmawiać bo przygotowują dla Ciebie pokój i nie chcą psuć niespodzianki".
-Kochanie oni nadal Cię kochają a najbardziej Lou. Nie płacz moje po prosu nie mogą teraz rozmawiać. Może mają próby. Przecież to gwiazdy. Nie płacz-powiedziałam i pocałowałam ją w czoło. Wyszłam z jej pokoju. Gdy tylko byłam już w salonie to zadzwoniłam do Louis'a.
-Halo?-usłyszałam jego głos.
-Louis to ja Lilly mama Tori. Słuchaj Victoria teraz leży i płacze. Mówi ,że żaden prócz Zayn'a nie odebrał telefonu a jak Malik odebrał to Harry kazał mu się rozłączyć. Mówi ,że nie chcecie już jej znać i ,że już jej nie kochasz, że kłamałeś mówiąc jej to. Zadzwoń do niej.
-Dobrze. Zaraz zadzwonię. Dziękuję ,że pani mnie poinformowała. Do widzenia.
-Dobranoc-rozłączył się.

*Oczami Louis'a*
Skręcałem szafę i nagle ktoś do mnie zadzwonił. Myślałem ,że to Tori ale myliłem się to byłą jej mama.
-Halo?
-Louis to ja Lilly mama Tori. Słuchaj Victoria teraz leży i płacze. Mówi ,że żaden prócz Zayn'a nie odebrał telefonu a jak Malik odebrał to Harry kazał mu się rozłączyć. Mówi ,że nie chcecie już jej znać i ,że już jej nie kochasz, że kłamałeś mówiąc jej to. Zadzwoń do niej.-mówiła Pani Clark.
-Dobrze. Zaraz zadzwonię. Dziękuję ,że pani mnie poinformowała. Do widzenia.
-Dobranoc-rozłączyłem się.
Od razu zadzwoniłem do Victorii. Jeden sygnał...drugi...trzeci...czwarty...rozłączyła się!
-Kurwa!-krzyknąłem na cały dom. Wszyscy się na mnie popatrzyli.
Powiedziałem im wszystko. Każdy po kolei próbował się do niej dodzwonić ale od żadnego nie odbierała. Postanowiłem, że pojadę do niej. Pobiegłem do mojego pokoju i szybko spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy. Zayn odwiózł mnie na lotnisko. Pół godziny później siedziałem już w samolocie i czekałem aż pilot wystartuje.
-Proszę zapiąć pasy-usłyszałem głos stewardessy. Wykonałem polecenie. Podczas drogi jeszcze milion razy dzwoniłem do Victorii. Nadal nie odbierała. Po jakiś 10 godzinach lotu byłem już na miejscu. Spojrzałem na zegarek. Było za późno i na pewno państwo Clark śpią. Nie chciałem ich budzić więc postanowiłem iść do najbliższego hotelu.
#Rano#
Obudziłem się o 10. Wstałem, wziąłem szybki prysznic i ubrałem się. Zszedłem na dół do recepcji oddać kluczyk. Zamówiłem taksówkę. Zadzwoniłem do Pani Clark po adres. Po jakiś 25 minutach byłem na miejscu. Zapłaciłem taksówkarzowi i podszedłem do drzwi. Zapukałem. Po chwili usłyszałem jak ktoś otwiera zamek.

*Oczami Victorii*
(40 minut wcześniej)
Wstałam około 10. Wzięłam szybki prysznic i się ubrałam. Zrobiłam jeszcze delikatny makijaż i zeszłam na dół. Nikogo nie było. Na stole leżała karteczka.

"Kochanie tata jest w pracy a ja pojechałam z Sophie do cioci Jesy. Będziemy późno. Kocham mama"

Poszłam do kuchni już miałam zamiar otworzyć lodówkę ale nagle ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć. Po chwili ujrzałam uśmiechniętego Louis'a.
Już miałam zamknąć drzwi ale Tomlinson mi na to nie pozwolił. Wszedł do środka. Położył torbę na podłogę. Podszedł do mnie i wziął moje drżące ręce. Spojrzał mi w oczy. 
-C-co ty t-tu robisz?-wyjąkałam.
-Kocham Cię.-powiedział i zaczął mnie namiętnie całować. Odwzajemniłam to. Oderwałam się od niego. 
-Dlaczego ,żaden z was nie odbierał?-spytałam się patrząc mu w oczy. 
-Byliśmy zajęci. Przepraszam.
-J-ja myślałam ,że mnie już nie lubicie ,że mnie zostawicie.-znowu zaczęłam płakać. Lou mnie mocno przytulił.
-Nigdy Cię nie zostawimy a szczególnie ja-staliśmy tak i przytulaliśmy się. Potem poszliśmy do kuchni zrobić śniadanie. Już chciałam otworzyć lodówkę i nagle poczułam jak Lou bierze mnie na ręce i sadza na blacie. Nie opierałam się.
-Dziś to ja robię śniadanie-powiedział i cmoknął mnie w nos. Przyglądałam się mu uważnie. Po chwili spostrzegłam się ,że robi omlety.

_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
I oto kolejny rozdział. Mam nadzieję ,że się podoba. Nie mam teraz za dużo czasu. Muszę się uczyć i próbuję namówić mamę do kupna świnki. Tz. zgodziła się ale ja chce dziś pojechać ale jej się nie chce :D
Leń z niej.... to już wiem po kim to mam :D

1 komentarz: