niedziela, 15 września 2013

Rozdział 9

Gdy już zjedliśmy posiłek sporządzony prze Louis'a postanowiliśmy iść na spacer. Poszłam po torebkę. Spakowałam tam telefon, klucze, portfel, i inne duperele. Wyszliśmy z domu. Zamknęłam drzwi. Gdy wyszliśmy już podwórka poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. To był Lou. Splótł nasze palce. Szliśmy znajomą mi drogą. Nagle zobaczyłam znajomą postać. To była Cleo. Całowała się z jakimś facetem. Podeszliśmy bliżej. Para się od siebie oderwała.
-Cleo? Cleo Martinez-spytałam się stojąc obok brunetki.
-Tak o co chodzi?
-To ja Victoria. Victoria Clark. Chodziłyśmy razem do szkoły-wiedziałam ,że Louis i ten facet byli bardzo zdziwieni.
-Tori! Ile to już lat!? Co tam u ciebie?-spytała się mnie Martinez.
-A dobrze. A u ciebie? Aha to jest Louis-pokazałam na Tomlinsona.
-Też dobrze. Chwila, chwila! To Louis Tomlinson z One Direction!?-wykrzyczała tak głośno,że chyba Mia i Cat to usłyszały.
-Tak, tak-powiedziałam z obojętną miną i przewróciłam oczami. Dziewczyna spojrzała na nasze złączone ręce i zrobiła wielkie oczy.
-Czy wy jesteście razem?!-była zdziwiona z zarazem wkurzona. Popatrzyłam się na Louis'a a ona na mnie. Chciałam już powiedzieć ,że nie ale Lou mnie wyprzedził.
-Tak!
-Zabiję go!-pomyślałam.
-No to gratuluję!-odparł wysoki brunet. Zaraz, zaraz! Ja go znam.
-Jared!-wykrzyknęłam tak głośno ,ze aż ptaki odleciały. Kurwa! Wszyscy się na mnie patrzyli jak na wariatkę.
-Tak-powiedział spokojnym głosem West.
-Zabije Cię! Zobaczysz! Za to co zrobiłeś mojej przyjaciółce! Lepiej mnie trzymajcie bo zaraz go nie będzie na tym świecie!-byłam bardzo wkurzona. Louis mnie trzymał. Kurwa gdzie on ćwiczy!?
-Chwila, chwila ja cię chyba znam!? Ty jesteś przyjaciółką Mii!?
-Tak to ja a teraz spierdalaj gdzie pieprz rośnie i więcej się nie odzywaj do Mii. A ty Cleo lepiej uważaj na tego skurwysyna. On zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Zresztą tak jak ty. Pasujecie do siebie-powiedziałam. Lou znowu wziął mnie za rękę i poszliśmy do parku. Usiedliśmy w moim ulubionym miejscu. Było tu dużo pachnących, kolorowych, kwiatów. Jezioro, drzewa, natura. Usiedliśmy na drewnianej ławce. Wpatrywaliśmy się w wodę. Nagle Louis powiedział.
-Nie wiedziałem ,że potrafisz być aż tak ostra.
-Szczerze? Ja też nie.
-Haha. A tak właściwie to kim oni byli?
-Cleo to moja dawna przyjaciółka ze szkoły. Odwróciła się ode mnie i od mojej drugiej przyjaciółki Marceliny bo znalazła sobie chłopaka. Wczoraj gdy szłam na spacer z Sophie wstąpiłam do Marceli. Powiedziała mi ,że Cleo odbiła jej chłopaka. A dziś była z byłym chłopakiem Mii tej niebieskowłosej.-skończyłam mówić.
-Aha. Dobra. To na przyszłość bedę wiedział ,żeby z tobą nie zadzierać-uśmiechnął się.
Walnęłam go z pięści lekko w ramię-kurde i jeszcze mnie bijesz! Poskarżę się mamusi!                                      
-Debil.-stwierdziłam.
-I na dodatek mnie obraża!-zrobił minę obrażonego i się odwrócił.
-Przepraszam-powiedziałam. Lou nadal się nie odwracał. Kretyn.-co mam zrobić ,żebyś przyjął przeprosiny?
Odwrócił się. Uśmiechnął się cwaniacko.
-Mam dwie prośby ,które musisz wykonać. Wtedy Ci wybaczę.
-Jakie?-spytałam.
-Po pierwsze pocałuj mnie w policzek-wykonałam to-po drugie-wstał i uklęknął przede mną-Victorio Clark zostaniesz moją dziewczyną?-nie wiedziałam co powiedzieć. Owszem kocham go ale znamy się kilka dni. Victoria kurde powiedz
-Tak!-powiedziałam. Lou się uśmiechnął. Wstał i pocałował mnie namiętnie lecz delikatnie. Kocham go.
-Kocham Cię od kiedy tylko Cię obaczyłem z Sophie. Na początku pomyślałem ,że to twoje dziecko i ,że już kogoś masz. Postanowiłem wybić sobie ciebie z głowy. Ale gdy przyszliśmy do ciebie na ognisko znowu cię zobaczyłem. Znowu mogłem spojrzeć na twoje piękne brązowe oczy, twoje pełne malinowe usta, śliczne kości policzkowe. Kocham Cię. Nigdy nikogo bardziej nie kochałem.-poleciała mi łza-coś powiedziałem nie tak?
-Nie, nie. Nikt nigdy nie powiedział mi tylu pięknych słów. Kocham Cię-wtuliłam się w jego tors. Przez chwilę wdychałam zapach jego wody kolońskiej. Patrzyliśmy na jezioro. Po jakiejś godzinie postanowiliśmy wrócić do domu. Zastaliśmy tam moją mamę. Robiła właśnie obiad. Sophie bawiła się z Nelą. Podeszłam do mamy.
-Hej mamuś-powiedziałam z bananem na twarzy.
-Hej córuś. A co ty taka szczęśliwa. Jeszcze wczoraj wieczorem płakałaś-w tym momencie do kuchni wszedł Lou.-no i wszystko jasne.-powiedziała i westchnęła.
-Dzień dobry-rzekł Louis.
-Dzień dobry-odparła mama-za pół godziny będzie obiad.
-Dobrze. My idziemy na górę-rzuciłam i złapałam Tomlinsona na górę.
-Tylko grzecznie mi tam być!
-Tak, tak będziemy-krzyknęłam i zamknęłam drzwi. Lou najpierw rozglądał się z otwartą buzią a później usiadł na łóżku. Ja się rzuciłam na łóżko. Tommo położył się obok mnie.
-To co robimy?-spytał się i zabawnie poruszał brwiami.
-Zapomnij-odparłam i poszłam do garderoby-ja idę się przebrać w coś wygodniejszego a ty możesz sobie tu poszperać.
Gdy byłam już ubrana poszłam zobaczyć co Lou robi. Nigdzie go nie było. Zeszłam na dół. Zobaczyłam tam
Jak oni słodko wyglądają. Podeszłam bliżej.
-Hah mama twojego dziecka będzie bardzo zadowolona z takiego męża-powiedziałam a Lou spojrzał na mnie i się cwaniacko uśmiechnął.
-A ja już wiem ko będzie tą szczęściarą.
-Jestem bardzo ciekawa-odparłam i wzięłam łyka soku pomarańczowego.
-Ty-powiedział a ja wyplułam sok.
-Przepraszam ,ze co?! A skąd wiesz ,że ja się na to zgodzę?-powiedziałam wycierając pomarańczową ciecz z podłogi.
-Na pewno się zgodzisz.
Po obiedzie poszłam do swojego pokoju. Lou poszedł za mną. Zamknęłam mu drzwi przed nosem i przekręciłam klucz.
-Victoria proszę otwórz! Przepraszam!-walił w drzwi.
-Nie przyjmuję przeprosin!
-Victoria!-wykrzyknął i chyba odszedł. Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam tylko jak gdzieś idzie. Był smutny. Co ja kurwa zrobiłam. Nie wiedziałam co robić. Po chwili namysłu szybko wybiegłam za nim. Szedł z opuszczoną głową. Podbiegłam do niego i wskoczyłam mu na plecy. Nie wiedział co robić.

*Oczami Louis'a*
Gdy Victoria mi nie chciała otworzyć drzwi postanowiłem ,że pójdę jej kupić kilka róż bo wiedziałem ,że lubi kwiaty. Idę sobie a tu nagle ktoś wskakuje mi na plecy. Przestraszyłem się. Myślałem ,że to fanka. Robiłem wszystko ,żeby ten ktoś zszedł. Krzyczałem, skakałem i nic. Nagle poczułem zapach znajomych mi damskich perfum.
-Victoria!-krzyknąłem uradowany a brunetka zeszła. Gdy się odwróciłem to Tori rzuciła mi się na szyję.
-Przepraszam-powiedziała-przepraszam ,że nie chciałam Ci otworzyć. Kocham Cię.
-Ja też Cię przepraszam za to ,że powiedziałem o moich planach na przyszłość bez twojej zgody. Też cię kocham-odparłem i zatopiłem swoje wargi w jej malinowych ustach.
-Gdzie ty chciałeś iść-zapytała się mnie Vicki gdy szliśmy nie wiadomo gdzie.
-Zobaczysz-powiedziałem i ujrzałem kwiaciarnię. Niedaleko niej znajdował się mały park.
-Usiądź tu a ja zaraz przyjdę-powiedziałem wskazując na drewnianą ławkę. Wykonała moje polecenie.-tylko nie patrz gdzie idę.
Poszedłem do kwiaciarni. Przy kasie stał Tristian. Tak były Victorii.
-Co ty tu robisz?-spytał się mnie.
-Kupuję kwiaty a ty?-byłem bardzo wkurzony.
-Pracuję. Co tam u Victorii. Żyje jeszcze?
-Tak żyje. A dlaczego Cię wypuścili?
-Bo stwierdzili ,że nic złego się Victorii nie stało i musiałem tylko zapłacić a teraz przeprowadziłem się do Los Angeles. Postanowiłem zapomnieć o Victorii ale nie udaje mi się to. Często ją widzę. Kurwa patrz znowu ją widzę!-krzyknął odwróciłem się i zobaczyłem Tori.
-Ale ona tu naprawdę jest-stwierdziłem.
-Hejka co robisz? Tristian co ty tu robisz!?-odparł i zrobiła kilka kroków w tył.
-Pracuję. Victoria nie bój się już mnie. Zmieniłem się. Nie biję już nikogo. Postanowiłem zapomnieć o tobie, ułożyć sobie życie na nowo.
-Cieszę się-powiedziała.
-To słucham co chciałeś kupić?-spytał się Tris.
-Kochanie poczekasz na zewnątrz?-spytałem się ukochanej.
-To wy jesteście razem? Od kiedy?-zadawał pytania.
-Tak jesteśmy. Od dzisiaj-powiedziała z uśmiechem Vicki. Pocałowałem ją w policzek i wyszła.
-Więc poproszę najpiękniejszy bukiet róż jaki tylko znajdziesz.
-Hmmm...mam chyba taki-odparł i poszedł na zaplecze. Po chwili wrócił z wielkim bukietem róż.
-Dzięki. Ile płacę?
-Na koszt firmy.
-Dzięki wielkie. Wiesz co fajny z ciebie gość. Powodzenia w życiu-powiedziałem.
-Nawzajem.-odparł Tristian a ja wyszedłem. Schowałem bukiet za plecami. Victoria stała i parzyła się na nowożeńców ,którzy jechali wielką limuzyną.
-Kiedyś my będziemy tak jechali-powiedziałem a brunetka momentalnie się odwróciła.
-Louis więcej mnie tak nie strasz!
-Przepraszam skarbie-rzuciłem i wyjąłem kwiaty zza pleców-to dla ciebie.
-Dziękuję ale nie musiałeś.powiedziała i wzięła kwiaty do ręki. Następnie podeszła do mnie bliżej i dała mi soczystego buziaka w usta. Poszliśmy do domu. Gdy tylko weszliśmy do środka Victorię zamurowało. Stali tam...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I oto kolejny rozdział. Wyszedł mi jakiś długi. Mam nadzieję ,że się podoba. Proszę o szczere komentarze. Kocham GaGa.

1 komentarz:

  1. Super rozdział. Bardzo się cieszę, że Lou i dziewczyna są razem ;)

    OdpowiedzUsuń