piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 1

*Oczami Jessicy*
Obudził mnie płacz małej. Leniwym krokiem zeszłam z łóżka. Pomaszerowałam do jej pokoiku. Sophie leżała na swoim łóżeczku i płakała. Wzięłam ją na ręce i pomaszerowałam do salonu. Włożyłam ją do kojca i poszłam do kuchni.
Zrobiłam jej kaszkę i nakarmiłam ją. Pobawiłam się z nią chwilkę i Sophie zasnęła. Wzięłam ją na ręce i położyłam ją spać. Gdy już odłożyłam Soph poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się w to i wyszłam na dwór. Usiadłam na huśtawce i patrzyłam się w błękitne niebo. Nagle zadzwonił mój telefon. To była moja ciotka Clara. 
-Halo-usłyszałam głos ciotki-Jessico musisz przyjechać do mnie z Max'em. Jestem bardzo chora i potrzebuje opieki. Proszę przyjedźcie.
-Dobrze ciociu przyjedziemy jeszcze dziś.-odparłam.-Zaraz powiem Max'owi.
-Dziękuję kochanie. Kocham was.
-My ciebie też ciociu-powiedziałam i rozłączyłam się. Szybko pobiegłam do mojego brata ,który jeszcze spał. Powiedziałam mu o tym ,że ciocia dzwoniła i chciała ,żebyśmy pojechali. Max wstał i spakował się. Ja też poszłam do swojego pokoju się spakować. Gdy już byliśmy gotowi do drogi wzięłam Sophie i poszłam z nią do Victorii ,ponieważ nie mogłam jej wziąć ze sobą. Zadzwoniłam do drzwi. Po kilku minutach otworzyła mi zaspana Tori.

*Oczami Victorii*
Smacznie sobie spałam i nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.  Nie chciało mi się wstać ale ten kto walił w moje drzwi nie dawał mi spać. Leniwie wstałam założyłam mój różowy szlafrok i zeszłam na dół. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam Jessice trzymającą nosidełko z Sophie. 
Od razu wiedziałam ,że jedzie do ciotki. Wzięłam nosidełko z Sophie do ręki i zaniosłam do salonu.
-Na ile jedziesz do cioci?-spytałam się Jessicy.
-Na trzy tygodnie. Jest chora i potrzebuje opieki. Mam nadzieję ,że to nie będzie żaden kłopot?
-No co ty?! Ja zawsze chętnie się nią zajmę. Tylko ,że ja jak tylko skończy się szkoła to się wyprowadzam..-gdy to mówiłam łzy zaczęły mi spływać po policzkach.
-Dlaczego? Gdzie? Po co?-zaczęła z łzami w oczach zasypywać mnie pytaniami.
-Do rodziców do L.A. Bo chcą ,żebym była razem z nimi ,bo tata uważa ,że rodzina powinna trzymać się razem.
-Dopiero teraz doszli do takiego wniosku?! To dlaczego pozwolili mieszkać Ci samej?-zapytała się mnie wkurzona Jes.
-Nie wiem. Ale powiedzieli mi ,że jeśli nie spodoba mi się tam w ciągu trzech miesięcy ,lub będę chciała wrócić to ,będę mogła.-powiedziałam.-Dobra ty już lepiej idź bo się na samolot spóźnisz.
-Masz rację. I nie daj się rodzicom. Postaw na swoje.-odparła i zwróciła się do Sophie-papap mój kochany aniołeczku. Bądź grzeczna.
-Zawsze jest-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Wzięłam małą i zaniosłam ją do mojej sypialni. Położyłam ją na moim łóżku. Podeszłam do szafy i chwilkę w niej pogrzebałam. W końcu się namyśliłam na to. Gdy już się ubrałam to zeszłam z Soph do kuchni. Ją włożyłam do specjalnego krzesełka do karmienia dla dzieci a ja zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Małej zrobiłam kaszkę. Jak byłyśmy już po śniadaniu ,to poszłam prezbrać Sophie.  Założyłam jej kremową sukieneczkę Włożyłam ją do różowej spacerówki i wyszłyśmy na spacer.

Była śliczna pogoda. Najpierw poszłyśmy do sklepu. Po drodze spotkałam mojego przyjaciela Adama.
-Hej Tori! Hej Sophie!-wykrzyknął.
-Cześć Adam. Co tam u ciebie?
-Dobrze a u ciebie? Widzę ,że Jessica znowu wyjechała z Max'em do ciotki.
-Też dobrze. Tak na trzy tygodnie. Przepraszam cię ale właśnie wybieramy się do sklepu. Chciałbyś iść z nami?-spytałam się go.
-Nie dziękuję. Idę do Julii.
-Dobra to do zobaczenia-powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek.
-Papa-odparł i poszedł. Po kilku minutach byliśmy w sklepie.
-Dzień dobry-odparłam.
-Cześć Tori! Cześć Sophie-powiedziała Angie (Czytaj: Endżi). Znała mnie od małego i dlatego byłyśmy na ty. Angie była bardzo miłą kobietą ,znała też wszystkie plotki i sekrety z całego miasteczka.
-Victoria wiesz ,że jeszcze w tym tygodniu mają przeprowadzić się tu nowi ludzie. Zamieszkają niedaleko twojego domu. Podobno to imprezowicze więc uważaj bo możesz się nie wyspać.
-Dziękuję za troski ale ja mam twardy sen-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Kupiłam to co było trzeba i postanowiłam wrócić z Sophie do domu. Po drodze poprawiałam coś małej i nagle ktoś na mnie wbiegł. Przewróciłam się i nie próbowałam wstrzymywać złości pomimo tego ,że było tu małe dziecko.
-Ja ty kurwa idioto chodzisz?!-wywrzeszczałam.
-Ja...ja..prze...przepraszam-jąkał się nieznajomy. Miał ciemne okulary i czapkę więc nie wiedziałam kto to jest. Pomógł mi wstać. Wstałam i zobaczyłam jak chłopak bawi się z Sophie.
-Zostaw ją!-wykrzyknęłam.
-Przepraszam ja tylko chciałem pani ją podać. Naprawdę jest mi przykro ,ale dopiero co się tu wprowadziłem z kolegami i jestem zagubiony i zamyślony.-przepraszał. Ja nic nie odpowiedziałam tylko chwyciłam wózek i poszła do domu. Gdy stałam w kuchni przy oknie zobaczyłam samochód przeprowadzkowy. Wiedziałam ,że to nowi mieszkańcy. Postanowiłam miło ich powitać i upiec im ciasto. Założyłam mój biały fartuszek w różowe serduszka i zaczęłam piec. Po półtorej godziny ciasto było gotowe.
Poszłam się ubrać. Grzebałam trochę w szafie i w końcu zdecydowałam się na to. Przebrałam Soph w różową sukienkę i zrobiłam jej małą kitkę na czubku głowy. Wyglądała bardzo słodko.
Wzięłam Sophie i ciasto ,i poszłam do nowych sąsiadów. Szliśmy i po jakimś krótkim czasie Sophie zasnęła. Po kilku minutach byłyśmy na miejscu.  Była to ogromna willa z basenem. 
Zadzwoniłam do drzwi. Nie czekałam długo ,a moim oczom ukazał się wysoki ,zielonooki ,loczek.
-Dzień dobry.-powiedziałam i nawet nie zauważyłam ,że to Harry z 1D.
-Dzień dobry. W czym mogę pani pomóc?-uśmiechnął ukazuję te swoje białe ząbki.
-W niczym. Chciałam tylko powitać nowych sąsiadów. Proszę oto powitalne ciasto-powiedziałam i po chwili usłyszałam czyjś głos.
-Ciasto?!?! Gdzie?!?! 
-Niall ogarnij się.-powiedział loczek.
-Dzień dobry -rzekłam do blondynka.
-Witam!-powiedział.-proszę wejdź.
Zgodziłam się. Dom w środku był jeszcze większy niż się wydawał. 
-Liam!-usłyszałam jak ktoś krzyczy-stój dziś zjesz zupę łyżką a nie widelcem!
Gdy to usłyszałam uśmiechnęłam się. 
-Ej chłopaki! To jest.... yyyy...to.. jest...-jąkał się. Wiedziałam dlaczego.
-Victori. Wasza sąsiadka.-powiedziałam.
-A to co za słodka kruszynka?-powiedział ten co uciekał przed łyżką.
 -To jest Sophie.-odparłam a loczek wziął ją na ręce. 
-To mieszkacie tu sami?!
-Nie jeszcze mieszka z nami marchewka.-powiedział blondyn. Z tego co usłyszałam to chyba był Niall. 
-Marchewka?!-spytałam zdziwiona.
-To znaczy Louis ale nazywamy go marchewka ponieważ...-nie dokończył bo mu przerwałam.
-Ponieważ lubi marchewki. Zgadłam?!-spytałam się ich z chytrym uśmieszkiem.
-Lubi?! To mało powiedziane on je kocha!-wykrzyknął z tego co usłyszałam Liam.
-Spoko. To gdzie on jest?
-Właśnie nie wiemy. Mieszkasz tu?-powiedział zielonooki. 
-Tak. Od urodzenia a co?-spytałam się zdziwiona.
-Więc pewnie znasz to miasteczko. Pomogłabyś szukać nam Louis'a.
-Pewnie ,że tak.
-A właśnie zapomnieliśmy się przedstawić. To jest Zayn wskazał na chłopaka z czarnymi włosami, Liam to ten ,który boi się łyżek, Niall to ten co chciał zjeść całe ciasto a ja to Harry.
-To idziemy?-spytał się Zayn.

**********************************************************************************
I oto jest pierwszy rozdział.  Mam  nadzieję ,że się spodobał. Przepraszam za błędy i zapraszam na mojego drugiego bloga http://opowiadanie-o-one-direction-nr-1.blogspot.com/ Mam prośbę komentujcie to dla mnie bardzo ważne. Z góry dziękuję.

5 komentarzy: